• Praca Filipa

        • FILIP WOLSKI

          klasa 5c

          Szkoła Podstawowa nr 54

          im. Janusza Korczaka

          u. Rayskiego 9

          70- 426  Szczecin

          opiekun: Beata Gierczyńska

           

           

           

          MOJE SPOTKANIE Z PIPPI

           

           

           

           

          - SPIS TERŚCI -

           

          Rozdział I

          Pippi dalej mieszka w Willi Śmiesznostce

           

          Rozdział II

          Tajemniczy list 

           

          Rozdział III

          Pippi znowu na morzu

           

          Rozdział IV

          Pippi wkłada kapelusz detektywa

           

          Rozdział V

          Pierwszy trop

           

          Rozdział VI

          Pułapka

           

          Rozdział VII

          Spotkanie z ciocią Matyldą

           

          Rozdział VIII

          W terenie

           

          Rozdział X

          Egipskie ciemności

           

           

          Rozdział I

          Pippi dalej mieszka w Willi Śmiesznotce

           

                   W bardzo małym miasteczku, gdzie żyją spokojni ludzie, znajduje się kilka domów, kurhan i muzeum regionalne, ale mieści się też Willa Śmiesznotka.

                   Mieszka w niej pewna mała rudowłosa dziewczynka z dwoma warkoczami, z buzią pełną piegów. Nazywa się Pippilotta Viktualia Firandella Złotmonetta Pończoszanka. Jest w tym domu sama. Chociaż na pytanie, czy jest samotna odpowiedziałaby pewnie tak: ,, Nie jestem w tym domu sama. Mieszkam tu z Panem Nilsonem i koniem”. Pan Nilson to mała małpka, która lubi płatać figle, natomiast koń spędza dnie stojąc na werandzie domu. Tata Pippi jest królem w murzyńskiej wiosce. Pewnego razu podczas rejsu statkiem spotkał go sztorm i porwały wody bezkresnego oceanu. Ponieważ tata Pippi jest bardzo gruby, nie utonął podczas tego wypadku, tylko trafił do pewnej murzyńskiej wioski, gdzie wybrano go na króla.

          Często też przychodzą do naszej rudej dziewczynki inne dzieci, żeby się z nią pobawić. Tymi dziećmi są Tommy i Annika. Pippi ich wprost uwielbia. Pewnego dnia odkryli dziuplę w ogromnym drzewie. Weszli do niego i urządzili sobie w nim kryjówkę. Rosła w tym drzewie lemoniada, a w czwartki nawet czekolada. Przesiadywali tam nawet cały dzień, rozkoszując się ich smakiem.

                   Pippi czytała gdzieś, że najpyszniejsza gorąca czekolada jest w Paryżu. Wtedy zamarzyła o tym, żeby to sławne miasto odwiedzić i zwierzyła się swoim przyjaciołom z tego pragnienia.

           

          Rozdział II

          Tajemniczy list

                  

                   Pewnego dnia Pippi dostała krótki, ale treściwy list od swojej dalekiej ciotki. Napisane tam było tak:

          Droga Pippi!

                             Chciałabym Cię poprosić, żebyś przyjechała do mnie do Szczecina.   Mam poważne problemy. Przybywaj jak najszybciej. PROSZĘ!

                                                             Ciocia Matylda

           

           

          -Hmm…- zamyśliła się Pippi- Skoro ciocia prosi o pomoc, to musi ją otrzymać, czyż nie?- rzekła do siebie.

          Pan Nilson, który siedział jej na ramieniu, pokiwał twierdząco głową. Gdy Pippi powiedziała Tommiemu i Annice, że wyjeżdża byli bardzo smutni. Annika zaczęła po cichu płakać. Zdziwiona Pippi zapytała się:

          - Dlaczego płaczecie?

          -Wyjeżdżasz i zostaniemy sami –pochlipując wyjaśniła Annika.

          -Co my będziemy tu bez ciebie robić?- zapytał Tommy.

          -Byłam pewna, że czegoś zapomniałam wam powiedzieć!- wykrzyknęła Pippi.

          -Ale czego?!-jeszcze raz zapytał zniecierpliwiony Tommy.

          - Wy jedziecie ze mną!- wykrzyknęła Pippi.

          -A mama? Pewnie się nie zgodzi.-powiedziała Annika.

          -Już z nią rozmawiałam. Wszystko załatwione.

           

          Rozdział III

          Pippi znowu na morzu

           

                   Po wielu przygotowaniach Pippi wraz z Tommim i Anniką wyruszyli w daleką podróż. Statek już na nich czekał. Pippi zapoznała się z kapitanem Wąsem. Ten oznajmił, że już wkrótce mogą wyruszać.

          Tommy i Annika jeszcze żegnali się z rodzicami, kiedy nagle Pippi wybiegła
          z pokładu niczym torpeda, którą właśnie wystrzelono ze statku. Po chwili wróciła z walizką pełną monet.

          -Zapomniałabym o pieniądzach. Na pewno przydadzą się na zakup pamiątek.-powiedziała.

          -Pippi!- krzyczał pan Wąs. - Musimy już płynąć!

          -Dobrze panie kapitanie! Tommy! Anniko! Chodźcie już!

          Dzieci pożegnały się i weszły na statek.

          -Odcumować! Żagle w dół! – wydał rozkaz pan kapitan.

          -Tak jest, panie kapitanie! – wykrzyknęli majtkowie.

          -Ach, co to będzie za podróż! – zachwycał się Tommy.

          -Tak, będzie cudownie. – rozmarzyła się Annika.

          -Co prawda, zawsze chciałam zwiedzić Paryż, ale cóż…- westchnęła rudowłosa podróżniczka.

          -Nie wszystko stracone. – odrzekł kapitan przysłuchujący się rozmowie małych pasażerów. – Pippi, czy ty nie wiesz, co mówią ludzie o mieście, do którego zmierzasz?

          Zdumiona dziewczynka przyglądała się uważnie panu kapitanowi.

          -Przecież Szczecin jest nazywany Paryżem północy. –stwierdził pan Wąs uśmiechając się z zadowoleniem.

          -Czy może mi pan wyjaśnić, dlaczego i kto tak mówi o Szczecinie?- zaciekawiła się Pippi.

          -Architekci Szczecina wzorowali się na promienistej zabudowie francuskiej stolicy. Duża ilość 

          skrzyżowań ulic o kształcie kół jest podobno unikalna na skalę europejską.

           

          A wiesz, jak się nazywają takie skrzyżowania? – zapytał mężczyzna przybierając ton nauczyciela.

          -To chyba są ronda! – z satysfakcją odpowiedziała rozmówczyni. 

          – I jest ich właśnie bardzo dużo w Paryżu. Czytałam o tym – dodała.

          -Zgadza się! Architektura obu miast jest bardzo podobna. Turyści porównują także piękne parki i ozdobne kamienice – zadumał się kapitan w myślach szukając więcej wspólnych cech obu miejsc.

          -A mogę pana o coś zapytać? – wtrąciła się Pippi.

          -Ależ proszę!

          -Czy wie pan, skąd pochodzi nazwa Paryż? – zapytała dziewczynka.

          Kapitan Wąs zdziwił się tym pytaniem.

          -Myślałem, że to typowa nazwa własna.

          -No to muszę pana zmartwić. Par Isis…

          -Słucham! – zaskoczony kapitan wybałuszył oczy.

          -No, Par Isis! – zadziornie powtórzyła dziewczynka. – Nazwa Paryża oznacza tak naprawdę: Miejsce Izydy. Par to miejsce, a Isis oznacza Izydę – egipską boginię.

          -Zaskoczyłaś mnie swoją wiedzą moja mała! Niedawno miałem czarterowy rejs do Paryża. Wśród podróżnych był egipski profesor i lamentował o wielkiej kradzieży jakiegoś szlachetnego kamienia. Co to było? Diament…brylant…, a może rubin – zastanawiał się kapitan.

          -Lubię takie ciekawostki. – uśmiechnęła się Pippi.

          -Muszę wracać do swoich obowiązków, bo nadchodzi  noc. – oznajmił pan Wąs i zaraz zniknął w drzwiach prowadzących na mostek.

           

           

          Rozdział IV

          Pippi wkłada kapelusz detektywa

           

                   Następnego dnia Pippi długo była w swojej kajucie. Tommy i Annika martwili się, czemu nie wychodzi. Grzecznie zapukali.

          - Proszę!- wykrzyknęła Pippi.

          - Czemu nie wychodzisz na śniadanie? – zapytała Annika.

          - A to już jest rano?

          Gdy Pippi się ubierała, Annika zapytała:

          - O czym tak rozmyślałaś, że straciłaś poczucie czasu?

          - Myślałam o cioci. – powiedziała wkładając na siebie pończochy – Co się jej takiego mogło stać, że do mnie napisała list?

          - Może jest w niebezpieczeństwie? – zasugerował Tommy.

          - Możliwe. – odpowiedziała Pippi – Chodźmy coś przekąsić, a potem pomyślimy.

          Tak też zrobili. Poszli do stołówki, gdzie marynarze już jedli śniadanie. Przyjaciele przywitali się z kapitanem, który wydawał jedzenie. Wzięli tacę, a pan nałożył im jajecznicę.

          -O! Patrzcie jaka słodka małpka – powiedziała Pippi do małego stworzenia siedzącego na ramieniu kucharza.

                   Gdy zjedli, nagle usłyszeli kobiecy krzyk. Zaintrygowani szybko wybiegli ze stołówki na pokład.  Na jego dziobowej części siedziała zasmucona pani.

          -Czy to pani krzyczała? – zapytała Annika.

          -Tak, to ja krzyczałam – powiedziała drżącym głosem kobieta – Ktoś ukradł moją piękną wyszywaną diamentami torebkę.

          - Hmm… Jak to było, czy może pani o tym opowiedzieć? – zapytała Pippi.

          - Tak, oczywiście. Siedziałam sobie na ławce tak, jak teraz. Rozkoszowałam się dźwiękiem fal i morską bryzą, która lekko wiała. I te malutkie kropelki wody uderzały mi o twarz. Położyłam torebkę obok siebie i nagle usłyszałam dźwięk, takiego, malutkiego dzwoneczka. Obejrzałam się, a torebki już nie było.

          - Dźwięk dzwonka, hmm… – powiedział Tommy.

          – Cóż za tajemnicza sprawa! – wtórowała Annika.

          - Czyli coś w sam raz dla naszej brygady – wykrzyknęła Pippi.

                   Wszyscy troje udali się do kajuty Pippi. Na miejscu wyciągnęła ona piękny czarny kapelusz. Nałożyła go na swoją głowę, przysłoniła nim oczy i powiedziała: ,,Teraz jestem detektywem, tak jak i wy”.  Podała towarzyszom dwa ciemnobrązowe kapelusze.

           

           

           

          Rozdział V

          Pierwszy trop

           

                   Przyjaciele poszli na pokład statku. Pippi trzymała w ręku dużą kartkę i pióro. Zaczęła coś na niej pisać.

          - Popatrzcie.  - powiedziała – Narysowałam tu plan statku razem z panią Elizabeth, której skradziono torebkę i kierunek, z którego dobiegał dźwięk dzwonka.

          - Pippi! – wykrzyknął Tommy –Ten dzwonek mógł być od jakichś drzwi. Przecież mógłby jakiś pan lub pani zamontować sobie dzwonek przy drzwiach. Ktoś wychodził z pokoju, akurat wtedy, gdy ukradziono torebkę pani Elizabeth. Proste.

          - Możliwe, że tak było, ale też możliwe, że tak nie było. – powiedziała tajemniczym tonem Pippi.

                   I wtedy, dobiegł ich krzyk jakiegoś mężczyzny. Pippi szybko zawinęła papier  w rulon i schowała pióro do kieszeni, po czym wszyscy pobiegli na miejsce zdarzenia.

          - Słuchamy. Co się stało?- zapytała zdyszana Pippi.

          - Mój drogocenny zegarek, cały ze złota, zaginął. Siedziałem sobie na ławce i pisałem wiersz. Wyjąłem z kieszeni swój kieszonkowy zegarek i go odłożyłem na ławkę. Nagle dobiegł mnie głos dzwonka i wtedy mój zegarek zniknął.

          - Hmm… Znowu sprawa z tym dzwonkiem?- zamyśliła się Pippi- To nie jest przypadek. - pokiwała głową.

          -Masz rację Pippi, to nie mógł być przypadek – powiedziała Annika.

          -Też tak myślę. – potwierdził Tommy.

           

           

           

          Rozdział VI

          Pułapka

           

                   Pippi długo chodziła po pokładzie i bawiła się rudymi warkoczykami. Oznaczało to, że myśli dość intensywnie.

          -Obmyśliłam już cały plan działania- powiedziała Pippi. Wyciągnęła pióro i dużą kartkę, po czym zaczęła rysować.

          -Najpierw Annika przebierze się za dorosłą damę. - wyjaśniała Pippi- Następnie, tak jak inni, położy obok siebie zegarek, a ja i Tommy wcześniej zamontujemy tam pułapkę.

          -Niezły plan! – powiedziała Annika.

          -To może się udać!- uradował się Tommy.

          -W takim razie zaczynamy. – ucieszyła się Pippi.

                   Następnego dnia było już wszystko gotowe. Annika siedziała już na ławce. Zostawiła zegarek obok siebie i wtedy rozległ się dźwięk dzwonka. Pippi wraz z Tommim zobaczyli pana w czerni, który trzymał dzwonek w ręku. Annika szybko zabrała zegarek, a coś złapało się w pułapkę na myszy, która była na ławce. Pippi wraz z Tommim szybko wzięli sieć i zarzucili ją na człowieka w czerni.

          -Teraz zobaczymy, kto jest sprawcą!- wykrzyknął Tommy i zdjął kaptur ze złodzieja.

          -Kucharz?! – wykrzyknęli wszyscy troje.

          -Tak,! to ja – odezwał się pan w ciemnym stroju.

          -Zaraz, a kto jest tutaj?- zdziwiła się Pippi pokazując na ławkę.

          - To jest moja małpka Bobo.- wyjaśnił kucharz- Podczas jednej z wypraw znalazłem ją, więc wziąłem ze sobą. Szybko nauczyłem się, że za sprawą dzwonków można łatwo nauczyć zwierzęta kradzieży.

          - Gdzie są skradzione rzeczy?- zapytała Pippi kucharza.

          -W mojej kajucie.

          Gdy Pippi oddała wszystkim skradzione rzeczy. Kapitan Wąs zawołał mocnym głosem ,,Świnoujście na horyzoncie!”.

           

           

           

           

           

           

          Rozdział VII

          Spotkanie z ciocią Matyldą

           

                   Gdy przyjaciele zeszli na ląd z pogardliwym wzrokiem żegnali złodzieja zakutego w kajdany i prowadzonego przez funkcjonariuszy policji. Gdy ten wraz z eskortą zniknął w radiowozie, trójka podróżników dostrzegła machającą do nich kobiecą postać.

          -Cześć ciociu! – krzyczała Pippi z radości.

          -Dzień dobry Pippi! – odparła ciocia.

          -Dzień dobry! – powiedziały chórem bliźniaki.

          -Dzień dobry dzieci. Jestem Matylda, a wy?

          -Ja jestem Tommy, a to jest Annika.

          -Jedziemy do mnie, dzieci. Wszystko wam opowiem po drodze.

          Wsiedli do małego busa z napisem na przedniej szybie ,,Szczecin”.

          -Widzisz Pippi, ostatnio mam złe sny. – zaczęła ciotka, gdy tylko auto ruszyło.- Śni mi się, że wychodzę ze swojego domu i kradnę. A następnego dnia widzę skradzione rzeczy na moim biurku. Cztery dni temu dostałam jakąś paczkę, w której był ten magiczny medalion.

          -A ma ciocia paczkę, w której się on znajdował? – zapytała Pippi

          -Tak, oczywiście, proszę.

          I podała dzieciom pudełko.

          -Adres to plac Grunwaldzki. – powiedziała Annika.

          -A więc znamy już miejsce, od którego zaczniemy nasze dochodzenie! – wykrzyknęła Pippi.

          -Cicho! – uciszył ją szepczący głos towarzyszy.

          -Przepraszam! Może zdrzemniemy się zanim dojedziemy na miejsce. -wyszeptała Pippi.

                   Wszyscy przytaknęli i po chwili już Annika i Tommy chrapali. Kołyszący się pojazd szybko dał się we znaki rudowłosemu  śledczemu.  Pippi również zasnęła. Nie zauważyła nawet, gdy dojechali do celu. Do małego domku cioci Matyldy, znajdującego się na przedmieściach, dojechali taksówką. Tam zjedli kolację rozpakowali swoje rzeczy. Krewna Pippi zakwaterowała przybyszów w specjalnym gościnnym pokoju. O miejscu ich spania zadecydował los. Zagrali w marynarza. Tym sposobem dziewczynki zainstalowały się na piętrowym łóżku, a Tommy rozpoczął żmudne dmuchanie materaca…

          Nazajutrz posilili się znakomitym śniadaniem, w którego skład wchodził także słynny szczeciński przysmak. Paprykarz szczeciński przypadł do gustu szczególnie Pippi, którą urzekł nie tylko jego smak, ale także i jego rdzawy kolor – znany jej przede wszystkim z odbicia w lustrze. Cała trójka udała się  na spacer. Ciotka Pippi zaprowadziła ich na plac Grunwaldzki.

          -Co widzimy wokół placu? – zapytała się rudowłosa dziewczynka.

          -No, jest poczta, sklep, lodziarnia,  gabinet lekarski i jubiler. – odparł Tommy.

          -Dobrze, a więc umysł podpowiada mi, że to z któregoś z tych wymienionych przez Tommiego miejsc wysłano paczkę. – wyjaśniła Pippi – Albo jest jeszcze inna opcja. Ciociu. Czy ktoś dla ciebie pracuje w domu?

          -Tak. – odparła ciocia – Pięć dni temu zatrudniłam sprzątaczkę i ogrodnika.

          -A, jacyś sąsiedzi? – zapytał Tommy.

          -Ostatnio wprowadził się tu pan Wolski, ale są też państwo Verne i Żmijowscy. Chodźmy do domu, to wszystko sobie poukładamy. Mam tez umówiona wizytę domowa lekarza. – zaproponowała ciocia.

                   Annika wszystko notowała w swoim małym kajecie. Gdy byli już w domu,  ciocia przedstawiła dzieciom pannę Anię i ogrodnika Rafała. W drzwiach pojawił się lekarz ciotki. Zbadał ją, dał jej leki i wyszedł niezauważony.

           

           

          Rozdział VIII

          W terenie

           

          Następnego ranka, kiedy ciocia już się obudziła, zaczęła krzyczeć w niebogłosy. Dzieci szybko przybiegły do ciotki, a ona leżała w łóżku i wskazywała palcem w stronę biurka. Leżały tam najróżniejsze klejnoty. Przyjaciele zaparzyli Matyldzie zioła na uspokojenie. Poszli do salonu i włączyli telewizor. W regionalnych wiadomościach cały czas mówiono o kradzieży u jubilera przy placu Grunwaldzkim. Właściciel sklepu wypowiadał się na temat rubinu: Wielkiego Oka Izydy, pochodzącego ze starożytnych wykopalisk w Egipcie, a który ma podobno magiczne właściwości. Jest ich tylko kilka na świecie, z czego aż trzy w samym Paryżu…

          -Hej! – przerwała telewizyjnemu spikerowi Pippi – Przecież w tej całej stercie biżuterii nie ma tego rubinu.

          -Masz rację.  – odparła Annika.

                   Dzieci założyły swoje kapelusze i poszły do jubilera. Na zewnątrz napotkali na opór policji, która oczywiście nie chciała wpuścić ciekawskich dzieciaków do środka. Z daleka troje detektywów amatorów dostrzegło przez wybitą szybę wystawową potworny bałagan. Rozbite szkło, potłuczone porcelanowe naczynia i walające się po podłodze sklepu elementy wyposażenia gablot, sprawiały wrażenie, jakby dzisiejszej nocy odbyła się tam istna parada tańczących słoni.

          -Czego właściwie szukamy? – zapytał się Tommy wyciągając z kieszeni lornetkę.

          -Nie wiem. – odparła Pippi – Kieruj wzrok na obrazy, sejf...

          -Mam! – wykrzyknął Tommy. – Za tym przekrzywionym ogromnym obrazem jest jakaś szczelina.

          -Tajne przejście? – z fascynacją odrzekły obie dziewczynki.

          -A więc sprawdźmy je. – powiedziała rudowłosa dziewczynka – Tommy! Daj latarkę i idź zagadaj policjanta, a my wślizgniemy się niepostrzeżenie od strony parkingu. Tam musi być tylne wejście, którym dostarczane są te wszystkie kosztowności. Gdy już się przedostaniemy, poczekamy na ciebie, ty jak duch podążaj za nami. Pamiętaj nie daj się złapać.

                   Sekundy, w których dziewczynki czekały na sposobność prześlizgnięcia się do lokalu ciągnęły się niczym makaron spaghetti. Gdy zauważyły, że ich kolega skutecznie odciągnął uwagę funkcjonariusza, weszły do wnętrza sklepu,
          a następnie wdarły się wprost do ciemnego prowadzącego w dół tunelu. Schowały się za pierwszym zakrętem i czekały na Tommiego. Po dwudziestu minutach usłyszały hałas. Wyłączyły latarkę i z przerażeniem oczekiwały na dalszy rozwój wypadków. Annika z trudem powstrzymała krzyk, gdy po wierzchu jej buta prześlizgnął się mały piszczący kształt, w tej całkowitej ciemności przypominający jej wyrośniętego chomika.

          -To tylko szczur. – wyszeptała Pippi.- Nie bój się Anniko.

          -Dziewczyny! Dziewczyny!-  usłyszały ciche wołanie.

                   Za chwilę zza zakrętu wychylił się Tommy, który trzymał w ręku zapaloną zapałkę. Wszyscy odetchnęli z ulgą, po czym udali się w głąb zimnego korytarza. Światło latarki czasem migotało tworząc mroczną atmosferę. Korytarz ciągnął się kilometrami i oprócz podpierających jego sklepienie belek nie znajdowało się w nim nic godnego uwagi.

          -Wygląda na starannie przygotowany. -skwitowała Pippi.

          -Ciekawe dokąd nas zaprowadzi? – wysapała zmęczona Annika.

          -Patrzcie! Jest jakieś światło! O tam! Na końcu – wykrzyknął Tommy.

          Tuż przy końcu drogi korytarz prowadził stromo w górę. Po niedługim czasie detektywi wyszli przedzierając się przez zarośla obrastające i doskonale maskujące wyjście. Gdy odwrócili się, dostrzegli równo przycięty żywopłot, po środku którego znajdowała się ledwo widoczna dziura – miejsce, z którego przybyli. Ponownie się obrócili, a ich wzrok przyzwyczaił się na powrót do jasnego światła słonecznego. Stanęli jak wryci. Właśnie znajdowali się przed dobrze znanym im miejscem- przed domem ciotki Matyldy.

           

           

          Rozdział IX

          Okup

           

          W domu był straszny bałagan, a cioci Matyldy ani śladu. Jedno z przyjaciół zauważyło kartkę z wyklejonymi z gazet literami układającymi się w napis:

          ,,Przestańcie węszyć albo nie zobaczycie już ciotki! Wy małe szczury, wrzućcie trzysta tysięcy złotych do śmietnika

          przy ulicy

          Rayskiego 9.

          Mieści się tam Szkoła Podstawowa nr 54 znana wszystkim jako ,,Maciuś”,

           a nic się nikomu nie stanie”.

           

          Po szybkiej naradzie detektywi doszli do wniosku, iż trzysta tysięcy szwedzkich koron za odzyskanie cioci to niewygórowana cena, w związku z czym sprzedali trzy złote monety należące do Pippi. Pozostałe trzydzieści ponownie ukryli wewnątrz dmuchanego materaca. Zastosowali się do wskazówek porywacza i umieścili pieniądze w śmietniku. Nie byliby sobą, gdyby nie zmodyfikowali planu złoczyńcy. Zaczaili się więc na sprawcę. Nikt jednak nie przychodził.

          -Jestem już głodny. – powiedział Tommy.

          -Ja też. – odparła Annika.

          -Chyba nikt już nie przyjdzie. – zauważyła Pippi – Chodźmy już do domu.

                   Gdy weszli do domu, ciocia czekała na nich. Była bardzo roztrzęsiona. Dzieci szybko zadzwoniły po pogotowie ratunkowe. W mieszkaniu pojawili się także sąsiedzi, gdyż bardzo zaniepokoiła ich karetka pogotowia Pojechali do szpitala. Wszyscy sąsiedzi czuwali przy łóżku cioci Matyldy.

          -Musicie rozwiązać tę zagadkę. – mówiła cichym głosem ciocia – Nie martwcie się o mnie, wszystko będzie dobrze.

          -Wracamy do domu ciotki? – zapytał Tommy.

          -Tak, chodźmy. Ciekawi mnie, co się stało z okupem.- odparła Pippi.

          -Tak, dziwna sprawa, że nie zauważyliśmy obecności porywacza. – skwitowała Annika.

                   W domu postanowili zastanowić się, jak postępować dalej. Pippi stwierdziła,  że zasłużyli na kubek gorącej czekolady. Szukając pojemnika z brązowym proszkiem znalazła dziwną kartkę. Podała ja przyjacielowi

          -Śro, N, en, e. Więcej nie odczytam, bo jest zamazane. – powiedział Tommy.

          - Zostaw te kartkę. Mamy ważniejsze sprawy na głowie.- stwierdziła Annika.

           

                                 

           

           

          Rozdział X

          Egipskie ciemności

           

                   -Słuchajcie. – oznajmiła Pippi – Musimy zaaranżować zasadzkę, a ja mam już plan. Tommy, mógłbyś wyjąć parę moich złotych monet z materaca?

          -No nie! I znów będę musiał go pompować?! – zbuntował się chłopiec. – O co chodzi z tym twoim pomysłem?

          - Sprzedam monety i wynajmę lokal na sklep. Zapełnimy go kosztownościami. Są one bardzo rzadkimi okazami, a dla takiego konesera, jakim wydaje się być nasz złodziej, to nie lada gratka. Wiecie, że zawsze zabieram ze sobą moje zdobycze. Umieścimy w sklepie pułapki oraz kamery. Gdy się ściemni, ukryjemy się i zaczaimy na złoczyńcę.

          -A co jeśli nie przyjdzie? – zatroskała się Annika.

          -Będziemy tam przesiadywać wieczorami aż do skutku. Na pewno się skusi. – zapewniła Pippi.

          Następnego dnia popołudniu odbyło się huczne otwarcie nowego sklepu pod szyldem „Złoto dla zuchwałych”. Pippi zgromadzonym gościom dumnie opowiedziała o swoich unikatowych złotych monetach i prezentowała jedną z nich. Kiedy wszyscy podziwiali rzadkie okazy Pippi,  ta opowiadała o swoim tacie, który je dla niej zdobył na afrykańskim lądzie. Wielu ludzi usłyszawszy niebagatelną cenę jednej takiej monety, wychodziło oburzonych i niezadowolonych. Jednak niektórzy klienci skusili się na mniejsze okazy pereł pochodzących z prywatnej kolekcji rudowłosej dziewczynki. Nadeszła pora zamknięcia sklepu. Zapadał wieczór i przyjaciele sprzątali wnętrze.

          -To co? Włączyć już kamery? – zapytał Tommy.

          -Tak. – odparła Pippi.

          -To ja zajmę się pułapkami. – oświadczyła Annika.

          -To nie będzie konieczne! – usłyszeli dobiegający ze strony wejścia głośny i gruby  głos.

                   Jego przerażający mocny ton sprawił, że wszystkim przebiegły ciarki po plecach. Gdy wszyscy się odwrócili, oczom im ukazała się sylwetka bardzo wysokiej postaci. Zgasły lampy i światła wystawy. Przez spowijające sklep ciemności nie mogli dostrzec jej wyraźnych rysów. Zdawało się jednak, że przybysz miał wysokie szpiczaste uszy, a gdy pokręcił głową na tle jaśniejszego tła, zarysował się kształt przypominający pysk psa. Ze środka głowy tajemniczej postaci bił blask różowego światła- tak oślepiający, że trójka dzieci przysłoniła oczy rękoma. W chwili, gdy Pippi próbowała nacisnąć guzik alarmu, jakaś tajemnicza siła unieruchomiła jej rękę.

          - Otwórzcie sejf! – rozkazała istota. – Oddajcie mi złote monety!

                   Dzieci posłusznie wykonywały polecenie. Nie mogły nic na to poradzić. Nawet Pippi, jako najsilniejsza dziewczynka na świecie, nie poradziła sobie z tą nieznaną jej siłą, która całkowicie nią zawładnęła. Nie mogła wymówić ani słowa. Nagle przyjaciele usłyszeli tępy dźwięk. Różowe światło zgasło, a ciemności rozstąpiły się. Światła w lokalu zaczęły migotać. Tuż pod nogi Pippi potoczył się duży połyskujący kamień. Gdy postać powoli osuwała się na podłogę, dzieci odzyskiwały władzę w swoich ciałach. Pippi podniosła rubin i schowała go do kieszeni, po czym pobiegła bić na alarm.

          -Annika, podaj kable od tej lampy! – zawołał Tommy i za chwilę związywał nogi złodziejowi.

          -Pokaż się no nicponiu! – krzyknęła Pippi zdejmując z głowy postaci dziwną maskę.

          -Co się stało?! Jak mnie boli głowa! Przecież nie pozwoliłem wam włączyć alarmów i pułapek. – wyszeptał mężczyzna krzywiąc się z bólu.

          -Jednej widocznie zapomniałam wyłączyć. Testowaliśmy ją jeszcze przed przybyciem pierwszych klientów. Jak to dobrze, że nie uruchomiła się podczas normalnych godzin otwarcia. – odpowiedziała dziewczynka.

          - Przecież zamontowałem w niej zegar czasowy – przypomniał chłopiec.

          -Tak, można powiedzieć, że wszystko zadziałało jak w zegarku – uśmiechnęła się rudowłosa dziewczynka.

                   Wszyscy roześmiali się. Tylko złodziejowi nie było do śmiechu. Wkrótce przybyła ochrona i policja. Zbirem okazał się lekarz cioci Matyldy. Wcześniej dzieci nie rozpoznały jego twarzy, bo nigdy go nie widziały z bliska. Tommy i Annika byli zdziwieni, a Pippi zaczęła mówić:

          -Wiedziałam! – wykrzyknęła – Ten kawałek papieru, który znalazłam, to był paragon z apteki. Było na nim napisane ŚRODKI NASENNE. Musiał to upuścić, kiedy porywał ciocię. Te leki, które dawał cioci Matyldzie pan doktor to były właśnie środki nasenne. Dzięki skradzionemu rubinowi Wielkie Oko Izydy wprowadzał ciocię w stan hipnozy.

           -Ale, dlaczego akurat ciocia tej dziewczynki? – zapytał się policjant skuwając przestępcę w kajdanki.

          - Chciałem, żeby Matylda sprowadziła ciebie rudowłosy diable do Szczecina. Potrzebowałem twoich monet. Wiedziałem, że są cenne. – odparł złodziej.

          - Czy jest pan chociaż lekarzem?

          -Nie jest! – zza rogu wychylił się mężczyzna w białym prochowcu z kapeluszem na głowie. – Podawał się za lekarza, by mieć dostęp do kart pacjentów. W ten sposób oceniał podatność każdego z nich na manipulację.

          -Kim pan jest? – zdziwiła się rudowłosa.

          -Nazywam się Wolski, detektyw Filip Wolski.

          -To nie pan jest sąsiadem cioci? – zapytała Annika.

          -Nie jestem, przybyłem tu za tropem tego tu złodziejaszka, aż z dalekiego Paryża. Przywiozłem kogoś…

          -Dziękuję wam drogie dzieci. – powiedziała ciocia. Jesteście wspaniali!

          -Nie ma za co ciociu, nie ma za co – odparła Pippi.

          -Jest za co wam dziękować. – sprzeciwił się detektyw – A wiecie, że gdy tu w Szczecinie były popełniane te kradzieże, to takie same przypadki zarejestrowano  w tym samym czasie w Paryżu?- rzekł detektyw Wolski.

          -Co oznacza, że pan doktorek nie działał sam! – wykrzyknęła podekscytowana Pippi.

          -Nie macie ochoty wybrać się w podróż? – zachęcającym tonem zapytał się pan Wolski. – Przydałby mi się ktoś taki, jak wy w mojej brygadzie detektywów.

                   Dzieci wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i sięgnęły za ladę wyciągając trzy kapelusze.

          -Po drodze musimy wstąpić do sklepu z długimi płaszczami. – oznajmiła piegowata dziewczynka w czarnym kapeluszu zakrywającym jej rdzawe włosy i dwie niesforne kitki.

           

           

           

          KONIEC